Nieodległy jest czas kiedy niemal dla wszystkich, którzy legitymowali się stałymi dochodami drzwi banków stały otworem. Oczywiście ostrzejsze były procedury w stosunku do kredytów hipotecznych, ale i na tym rynku o taki kredyt było niezbyt trudno. Natomiast kredyty gotówkowe, o które teraz najtrudniej, kredyty bez zaświadczeń, bez bik, czyli zasięgnięcia opinii o historii kredytowej klienta w biurze informacji kredytowej, kredyty bez poręczycieli i tylko na dowód były na porządku dziennym. Nic więc dziwnego, że wielu nie do końca uczciwych klientów postanowiło to wykorzystać biorąc z banków po kilka, a niektórzy nawet po kilkanaście kredytów, spłacając jedne drugimi. Kiedyś musiało się to wszystko skończyć i się skończyło. Przyszedł kryzys, załamała się gospodarka, wiele firm zbankrutowało, ich pracownicy wylądowali na bruku, nie mieli czym spłacać zaciągniętych kredytów, więc banki zakręciły kurki i włączyły do akcji firmy windykacyjne. Początkowo zapewniały, że nie posuną się do zbyt drastycznych kroków w stosunku do swoich dłużników i będą z nimi negocjować warunki spłaty zadłużenia. Później jednak albo zmieniły zdanie, albo negocjacje niewiele dały, ponieważ do akcji wkroczyły właśnie firmy windykacyjne.Teraz już nie tylko o kredyt gotówkowy jest o wiele trudniej ale o każdy, ponieważ banki postanowiły dokładnie prześwietlić każdego starającego się o kredyt. W pierwszej kolejności przykręciły kurki z kredytami, w drugiej zaostrzyły warunki udzielania kredytów, w tym naliczania zdolności kredytowych, podniosły opłaty bankowe, prowizje i marże oraz nakazały ubezpieczenie kredytów. W związku z tym kredyty stały się droższe, a z czasem jeszcze droższe, bowiem banki zaczęły omijać ustawę antylichwiarską. W związku z tym oprocentowanie kredytów wzrosło w niektórych bankach do nawet 60 procent. Banki są oczywiście winne komplikującej się sytuacji na rynku kredytowym, ale klienci również mają swój udział, chociażby dlatego, że nie czytają umów jakie podpisują z bankami czy też nie daj Boże z parabankami. Komplikują tez sobie życie między innymi dlatego, że zadawalają się przyrzeczeniem banku, iż taki kredyt otrzymają i natychmiast na jego poczet podpisują inne umowy. Na przykład z deweloperem bądź firma ze swoim kontrahentem czy inwestorem. Tymczasem okazuje się, że jest to na przykład promesa, a nie umowa przedwstępna o czym klienci nawet nie wiedzą. Tymczasem promesa jest wprawdzie przyrzeczeniem banku, że można śmiało się starać o kredyt, co jednak nie oznacza, że taki kredyt zostanie przez bank udzielony. I często przedsiębiorcy, mylą promesę z umową przedwstępną. Tymczasem od końcowej umowy kredytowej z bankiem promesa różni się tym, że mimo iż bank deklaruje zawarcie umowy kredytowej, często pojawiają się w niej pewne zapisy w których wyraźnie jest podkreślone, że promesa nie oznacza przyznania kredytu. Należy więc o tym pamiętać. Czy w związku z tym na przykład przedsiębiorca, który ma w kieszeni przyrzeczenie banku, że taki kredyt otrzyma i który poczynił w związku z tym kroki handlowe, może dochodzić swoich praw w sądzie? Oczywiście jak każdy obywatel może, aczkolwiek promesa co do zasady stanowi jedynie deklarację zawarcia umowy, a nie samą umowę.