Trzeba pochwalić ministerstwo edukacji za pomysł kredytów studenckich i jest on jednym z niewielu trafionych pomysłów tego resortu. Bardzo dobrze też się stało, że banki podjęły ten temat, bowiem kredyt studencki nie jest dla banków zbyt wielkim biznesem, w przeciwieństwie do studentów dla których to naprawdę wielka sprawa, ponieważ kredyt studencki pozwala im na sfinalizowanie swojej nauki. Poza tym 600 złotych jakie miesięcznie wpływa na konta studenckie to poważny zastrzyk w żywej gotówce. Z pewnością nie wszyscy studenci mogą liczyć na kredyty studenckie, ale z pewnością większość z nich.
Pomysł jest znakomity, ale jego realizacja pozostawia już wiele do życzenia. Tak naprawdę nie wiadomo o co urzędnikom chodzi, skoro na pierwszą transzę kredytu studenci czekają aż do lutego lub nawet marca. Studentom najbardziej potrzebne są pieniądze na początku studiów, kiedy ich wydatki rosną wprost lawinowo, a nie w połowie roku akademickiego. Na nic zdają się protesty i interwencje w tej sprawie, resort edukacji z uporem maniaka trzyma się swoich ustaleń i póki co nie ma zamiaru tego zmieniać. Nie zmienił zresztą nawet w tym roku, w którym je zmieniał.
Banki starają się przyciągnąć studentów proponując na wstępie swej współpracy konta studenckie. Założenie takiego konta nie wymaga wielkich formalności i wystarczy tylko wypełnić wniosek. Najczęściej banki korzystają z tego przy podpisywaniu umów o kredyty studenckie. Wtedy proponują właśnie otworzenie również kont na preferencyjnych warunkach. Najczęściej studenci godzą się na proponowane warunki, bojąc się, że w przeciwnym razie bank może nie przyznać mu kredytu. Tymczasem nie ma takiej opcji, ponieważ przyznanie kredytu nie jest ściśle związane z otworzeniem rachunku.