Jeśli chcesz otrzymać kredyt konsumpcyjny licz na swój bank – takie ponoć motto ma przyświecać rynkowi kredytów gotówkowych w 2010 roku.
Banki największym zaufaniem będą obdarzać swoich klientów, którzy mają w tych bankach swoje konta, którzy na co dzień współpracują z tymi bankami, którzy dla banków są wiarygodni i których historia kredytowa nie jest obciążana złą opinią. Z jednej strony banki mają rację w ten sposób selekcjonując kredytobiorców, bowiem zbyt wiele kredytów jest spłacanych z dużymi opóźnieniami, bądź nie spłacanymi w ogóle.
To dlatego banki uruchomiły też całą machinę windykacyjną, mimo, iż wcześniej zapewniały, że najpierw będą starały się negocjować z dłużnikami. Widocznie negocjacje niewiele dały skoro coraz częściej do zadłużonych klientów pukają windykatorzy. Banki potwierdzają i namawiają klientów do korzystania z kredytów konsolidacyjnych, których celem jest spłacenie wcześniej zaciągniętych zobowiązań. Twierdzą jednak przy tym, ze na takie konsolidacje mają szansę tylko osoby radzące sobie z dotychczasowymi spłatami.
– Z tymi konsolidacjami to jedna wielka ściema – denerwuje się syn zadłużonej matki. Moja matka jest wdową i ma 60 lat. W jednym z banków miała do spłacenia zobowiązania w wysokości 39 tysięcy złotych. Sprytny bank namówił moją matkę na kredyt konsolidacyjny. W związku z tą transakcją miała dodatkowo otrzymać kolejne 3 tysiące złotych. Rozum podpowiada, że do spłaty powinno być 42 tys, złotych. Ale gdzie tam, bank zaraz naliczył sobie opłatę przygotowawczą, marzę, ubezpieczenie i kredyt urósł do kwoty 49 tysięcy złotych. Bank nie bał się takiej operacji, ponieważ ma stałe zlecenie na potrącanie z emerytury mojej matki miesięcznych rat. Szlag mnie tylko trafia, ze w ten sposób manipuluje się ludźmi, aby obłupić ich ze skóry.
Ale nie tylko takich metod banki używają. Wielokrotnie już informowaliśmy o rzeczywistych kosztach jakie musi zapłacić kredytobiorca starający się o gotówkowy kredyt konsumpcyjny. Bank oczywiście działa zgodnie z przepisami, nie łamie ich i nie przekracza obowiązującego oprocentowania. Ma jednak w zanadrzu dla niczego nie spodziewających się klientów kilka niezłych niespodzianek w postaci opłat przygotowawczych, prowizji, marż oraz ubezpieczeń kredytów. Wszystko to razem wzięte sprawia, że całkowity koszt kredytu rośnie do nawet 60-70 procent. Oczywistej lichwy w wykonaniu bankowym nie może powstrzymać komisja nadzoru finansowego, ponieważ banki nie łamią przepisów, a tylko sprytnie je obchodzą.
Tak więc w majestacie prawa banki trzepią kieszenie swoim klientom aż idzie z nich kurz. Nie dość, że o kredyt konsumpcyjny i tak już jest trudno, a ma być jeszcze trudniej, to jeszcze jego koszty lawinowo rosną. Czy w takiej sytuacji trzeba się dziwić, że kredytobiorcy nie są w stanie ich spłacać?